wtorek, 18 grudnia 2012

Rozdziała czwarty

 https://www.youtube.com/watch?v=txBfhpm1jI0
Nie mogłam zasnąć.Wróciłam nad ranem i wślizgnełam się pod kołdrę, wcześniej starannie usuwając resztki makijażu z twarzy. Wyciągnełam się,zmęczona.Powinnam zapaść w sen w pięć minut.Ale nie mogłam, rósł we mnie niepokój.Coś w tym rodzaju,jakbym zostawiła otwarte dzwi.Wstałam i sprawdziłam zamek-oczywiście wszystko było w porządku.Mimo to nie byłam w stanie ponownie się położyć,jakby w pobliżu otwarło się tajemne przejście a za nim zaczajone coś..
A przecież bez powodu. Za oknem ten sam senny widok,na łóżku moja ulubiona pościel, znajomy bałagan w kuchni,zarys lampy pod sufitem, ciepły mrok.Tylko że teraz ciemność wypełniająca kąty mieszkania nie była równie bezpieczna,jak zawsze.Jakby pękła niewidzialna bariera ochronna, z której istnienia nie zdawałam sobie sprawy.
Poszłam do kuchni zaparzyć melisy.Nie zapalając światła,pacnęłam dzyndzel elektrycznego czajnika i wrzuciłam torebkę do kubka.Nad parującym wrzatkiem porządkowałam myśli.Zaczynałam myśleć trzeźwo.Chłopak,wariacki seks.Trochę uciechy,ekscytacja.Kiedyś zdarzyła mi się podobna akcja,bez żadnych kłopotów ze snem.Tylko tym razem dałam dupy, na całego.Gumki-nie założyłam.Trudno zdażyło się nie ma się czym przejmować.Następnym razem będę pamiętać. Zaraz ! Stop!Jakim nastepnym razem? Nie może być następnego razu ! Nie mogę się tak zachowywac, bawić się ludzkimi uczuciami.Już nie pamietasz jak to boli? To był ostatni raz!
Gorszy kłopot,że zapomniałam na śmierć zadzwonić do Kaśki, że jednak nie przyjadę.Biedna czekała, a ja nawet nie odwołałam spotkania,jak świnia, zapomniałam o niej, zajęta zabawą.Muszę ją przeprosić,ale teraz już nie ma sensu się wyglupiać,poczekam do rana.Jakoś to będzie.
Z kubkiem w dłoniach wyszłam na balkon wywietrzyć się ze złych myśli.Nad dachami pojawiało się różowe światło,nowe jutro.Z parku słychać było ptaki, a z drugiej strony huczała samochodami, które zaczęły krążyć, nafaszerowane pracowitymi ludźmi, by pomnażać dobrobyć.Pobliskie ulicy były jeszcze wymarłe, a ja stałam i chłonełam ten spokój.
Przypomiałam sobie wtedy o Mateuszu.Jak bardzo go kochałam i mu ufałam.Coś w środku mnie ukuło.Podobno żadna wielka miłość nie umiera do końca.Możemy do niej strzelać z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza-wie jak przezyć.. I jest w tym prawda. Zawsze gdy sobie o nim przypomnę mimo bólu i cierpienia które mi zafundował zawsze serce zaczyna mociej bić. Przypomniałam sobie jak oszukiwał mnie przez dwa lata że mnie kocha... Naiwna.

Zaczął dzwonic telefon, pobiegłam do kuchni gdzie go zostawiłam.Dzwoniła Kaśka.
-Cześć, przepraszam że nie przyjechałam-powiedziałam na prawdę żałując że wystawiłam przyjaciółkę
-Nic sie nie stało-powiedziała bardzo radośnie- Twoja strata kochana, sama Ci kupiłam sukienke na dzisiejszą imprezę, bo pamietasz że to dzisiaj,prawda?
-No jasne że pamietam, i już nie moge się doczekać-kłamałam bo oczywiście że zapomniałam
-świetnie, bądz dzisiaj u mnie o 18 to wypijemy coś przed, no i oczywiście muszę Ciebie wystylizowac na sex bombe
-wystarczy żebym jakoś wyglądała nie muszę wszystkim sie podobać
-dobra dobra o 18 u mnie i masz być, bo inaczej się obrażę
-ok,pa
Ona sie obrazi? czy to przypadkiem nie szantaż?Ale mniejsza o to. Trudno pójdę dzisiaj na ta imprezę, po pierwsze obiecałam to mojej przyjaciółce a po drugie po wczorajszym dniu dobrze mi zrobi to że się napiję.A kto wie może będzie fajnie.Uśmiecham się sama do siebie bo przypominam sobie Zbyszka. Niby nic nie znaczący seks ale jednak nie mogę o nim zapomnieć. Czuję jak mnie dotyka, całuje, pieści moje ciało w taki delikatny a zarazem łapczywy sposób.Czuję jego zapach, zapach który gdzieś już kiedyś czułam ale nie mogę sobie przypomnieć.Zapach który sprawia że tracę kontroję.I nagle przypominam sobie jego oczy, oczy które są najpiękniejsze na świecie, czuję jak przechodzą mnie dreszcze po całym ciele.
Dzień minął mi na przemyśleniach wczorajszych nieprzewidzianych wydarzeń o 14 musiałam jechać na ul.Hoffmanowej bo jestem tam fizjoterapeutką w 3 lidze Uniwersytetu Rzeszowskiego.Lubię to co robię więc dlaczego mam nie pomagać chłopakom którzy mają wielkie marzenia a klubu niestety nie stać na takie luksusy jak fizjoterapeuci.Oczywiście po drodzę musiałam zawinąć mojego braciszka Marcina i naszego kolegę Grześka który w klubie był pierwszym atakującym.Chłopaki mieszkali razem dwa mieszkania wyżej nad moim więc zawsze mogłam do nich wpaść z niezapowiedzianą wizytą,a oni wiedzieli jak to wykorzystać.Byłam ich kucharką i sprzątaczką,bo oni oczywiście nie mieli czasu na takie rzeczy tłumacząc się nauką.Ja już znam tą ich naukę,przy piwie lub wódce.
Gdy dojeżdzamy już do hali idę do swojego gabinetu a chłopaki do szatni przebrać się i przygotowac na mecz.Po drodze zaczepia mnie jeden z chłopaków i prosi żebym spojrzała na jego prześwietlony staw skokowy który uszkodził sobie pod koniec tamtego sezonu.Nagle zaczął dzwonić mi tel, gdy wyciagnęłam go z torebki nawet nie spojrzałam na wyświetlacz.Odebrałam:
-Halo
-Cześć.- zamurowało mnie,to ten głos,głos którego do końca życia nie zapomnę,a na prawdę chciałam zapomnieć,zapomnieć wszystko co przez ten głos czułam, cały ten ból, żal,cierpienie a on teraz dzwoni i mówi mi cześć.Czego on chce? Po co znowu o sobie przypomina?-To ja Mateusz,możemy porozmawiać?
-wiem że to Ty, czego chcesz?
-Spotkać się i pogadać
-Chyba nie mamy o czym juz gadać a z resztą nie mam czasu.Narazie
Rozłączyłam się, i szybko wyłączyłam telefon.I czuję jak łzy napływają mi do oczu, gdyby nie to że stoję na środku korytarza to pewnie zaczełabym płakać, ale nie mogę, musze być silna,nie po to tyle o to walczyłam.
-Magda słyszysz mnie? stało się coś? przepraszam że to mówię ale żle wyglądasz.Mam zawołac Marcina?- no tak zapomniałam o Maćku któremu miałam powiedziec czy wszystko w porządku z jego stawem.
-Nie, nie, nic mi nie jest, nie wołaj nikogo, wszystko jest dobrze- podnosze do góry zdjęcie i nie widzę w nim nic niepokojącego.-Wszystko w porządku z Twoją kostką-uśmiecham się do niego bo wiem ile radości sprawiłam mu tą wiadomością- idź się dobrze rozgrzej i wygrajcie ten mecz.
-Dzięki Madzia, jesteś wielka-ucieka całując mnie w policzek, a ja mimo wszystko uśmiecham się.Idę do swojego gabinetu zostawiam swoje rzeczy,biorę torbe medyczną i zmierzam na salę gdzie chłopaki się rozgrzewają.Siadam na swoim miejscu i odpływam.Nawet nie wiem kiedy, mecz się skończył, nie mam zielonego pojęcia co się na nim działo i kto wygrał.Patrzę na tablicę i wynik jest korzystny dla AZS-u.Cieszę się w środku ale nawet nie potrafię się uśmiechnąć.Nagle ktoś do mnie podchodzi i dotyka mojego ramienia, odwracam się
-Siostrzyczko wszystko dobrze? Bo jesteś jakaś taka nie obcna, i źle wyglądasz.
-Wszystko dobrze, po prostu jestem przemęczona, gratuluję wygranego meczu-usmiecham się do niego żeby się o mnie nie martwił-idz do szatni i się zbieraj to podrzuce Was do domu.
Biore torbę medyczną i idę do gabinetu po drodze gratulując chłopakom wygranego meczu.Oczywiście nie obyło się bez narzekań ale pocieszyłam ich i obiecałam  że w poniedziałek po treningu zajmę się nimi.Wychodzę z hali i idę do kiosku obok żeby kupić papierosy.Nie paliłam już miesiąc ale nie wytrzymałam i musiałam znowu zapalić.Zaciągam się i czuję ulgę.Odpływa cała złość i smutek.
-Znowu palisz?- odzywa się głos za mną, odwracam się i zaciągam kolejny raz - Obiecałaś że to rzucisz? Po co znowu palisz? Jednak coś musiało się stać. No tak mój braciszek znał mnie i wiedział że papierosy w moim życiu palę jak coś się dzieje złego.
-Nic się nie stało po prostu musiałam zapalić i to wszystko-wymuszam uśmiech, ostatni raz zaciągam się i wyrzucam to moje lekarstwo na wszystko.
-A Wy co tacy smutni, wygraliśmy mecz, trzeba się cieszyć.
-Cieszymy się Grzesiu cieszymy-odpowiadam-to co odwiozę Was do domu, wsiadajcie do samochodu
-Ale jeszcze musimy poczekac na Maćka bo jedzie do nas opijać zwycięstwo no i ogladać mecz bo dzisiaj nasza Sovia gra.
Gdy dołączył już do Nas Maciek wsiedliśmy do mojego audi i odwiozłam ich do domu.Oczywiście chcieli żebym z nimi wypiła ale ja miałam inne plany na wieczór.Po umyciu się i zebraniu wzielam wino z barku i pojechałam do Kaśki.Postanowiłam jeszcze zachaczyć o kwiaciarnie i kupić mojej przyjaciółce na przeprosiny jakiś bukiet.Po 30 min byłam pod jej blokiem.W jednej ręce trzymając bukiek a w drugiej wino dzwonie do dzwi, nie musiałam długo czekać.
-To dla Ciebie-pokazuję na wielki bukiet - a to dla nas- pokazuje butelkę z naszym ulubionym winem
-No tak to możesz do mnie wpadac częsciej-uśmicha się pięknie Kaśka
Wchodze i odrazu kieruję się do salonu a tam na meblach wisi piekna czarna koronkowa sukienka.
-Kochana będziesz dzisiaj wyglądac pięknie, mam nadzieję że to dla mnie się tak wystroisz
-No a jak by inaczej, oczywiście że dla Ciebie, ale ta sukienka nie jest dla mnie, nie przyszłaś na spotkanie więc kupiłam ją za Ciebie
Była piękna, kremowo koronkowa sukienka w połowe ud.Sama pewnie bym się na nią nie zdecydowała, ale tak po prostu muszę ją założyc.
-Dziekuję Ci kochanie-całuję i ściskam przyjaciółkę.
-Nie ma za co, chodz wypijemy i opowiadaj co z tą stłuczką.
Siadłyśmy na podłodze opierając się o kanapę w salonie i opowiedziałam jej wszystko.Ze szczegółami.Opowiedziałam jej także o Zbyszku.Nie kryła zdziwienia, ale nie osądzała mnie, po prostu wysłuchała.
Zebrałyśmy się na imprezę dopijając nasze wino do końca.Zamówiłyśmy taksówkę i po 20 minutach byłyśmy już w klubie.Kaśka była umówiona tu ze swoim chłopakiem Grześkiem, którego po miesiącu ich znajomości wkońcu poznam.Moja przyjaciółka szukała wzrokiem swojego chłopaka a ja poszłam odrazu do baru zamówić nam drinka.
-No kogo moje oczy widzą-usłyszałam głos obok baru i nie mogłam uwierzyć własnym oczom...

------------
uff dzisiaj dodałam nawet wcześniej:) ale mam nadzieję że nie macie mi tego za złe;)
do następnego tygodnia;) pozdrawiam

środa, 12 grudnia 2012

Rozdział trzeci

I teraz wypadałoby wyjaśnić, jak przeleciałam Zbyszka. Ale sama nie jestem pewna, skąd mi ten pomysł się wziął. Przede wszystkim odblokowaliśmy przejazd i zaprosił mnie do siebie, mieszkał w kamienicy tuż obok parkingu.
-Chodź, będzie wygodniej spisać papiery.Poza tym musisz się uspokoić, zrobię Ci herbaty- zachęcał
Do niego? Nie mam czasu na wizyty domowe, co za pomysł!-uznałam, ciągle jeszcze kipiąc wzburzeniem.
Ale jednak poszłam, bo faktycznie czułam się kiepsko i potrzebowałam na czymś usiąść, ochłonąć.Jaki on miły-zdałam sobie sprawę po chwili, idąc za nim.Gdy kiedyś leciutko puknełam zderzakiem taksówkarza w korku, to wypadł z kabiny i wrzeszczał tak, jakby go ktoś próbował rozdziewiczyć, on i auto to przeciez jedność.Nagle przypomniałam sobie o czekającej przyjaciółce.Musiałam ją uprzedzić, ze mam opóźnienie.Wystukałam jej numer:
-Sorry ale jest awaria
-Tylko mi nie mów że znowu nie możesz- wkurzyła sie z miejsca,nic dziwnego
-Miałam stłuczkę, przepraszam Cię bardzo.Musimy spisać oświadczenie dla ubezpieczalni.Trochę się spóźnię, nic nie poradzę-starałam się szybko wyjaśnić jej moją sytuację.
-O Jezu!Nic ci nie jest?
-Nie, cała i zdrowa.Tylko wkurwiona.
-Jak ty jeździsz?-zabrała się do wygłaszenia kazania.
-Zamknij się i nie wygaduj głupot.Spiszę to szybko i niedługo dojadę.
-Zwariowałaś? Jak dojedziesz, skoro rozwaliłaś auto?
-Moje ocalało da się jechać.Porysowane tylko. Za to skasowałam to drugie. Zresztą, opowiem Ci, jak się spotkamy.Naprawdę, niezły numer wyciełam.
-Dobra spisuj a ja czekam.
-Dobra, pa.
-Tylko nie wpadnij znowu na coś!- zdążyła mnie jeszcze przestrzec i rozłączyłyśmy się.
Tamten mężczyzna też wyciągnął telefon i odwołał jakies spotkanie.Mówił ściszonym głosem, śmiejąc się zalotnie do kogoś po drugiej stronie.
Siedziałam u nigo na kanapie i poprosiłm o kawę.Położyłam na stoliku swój dowód, prawo jazdy i zaczełam spisywać dane na formularzu, który zawsze na wszelki wypadek nosiłam w torebce.Kawa dodawała mi energi,samkowała rewelacyjnie.Tylko że po niej zaczeło mi się lekko kręcić w głowie i wtedy zorientowałam się, że jest wzmocniona jakimś alkoholem.Amaretto? Sądząc po zapachu... A ja wyżłopałam wszystko odruchowo! I jak ja teraz wsiąde w samochód?Byłam zła na siebie. I na niego- mógł zapytać czy chcę.
-Z czym ta kawa była?- mruknełam
Chłopak grzebiąc w torbie, pokazał na butelkę stającą na szafce.Migdałowa trucizna.
-Trzeba mnie było uprzedzić, teraz nie wiem jak pojechać do domu-zaczełam mu robić wyrzuty
-Chyba nie zamierzałaś wsiadac do samochodu?-uniusł brwi ze zdumienia
-Oczywiście, przecież nic wielkiego sie nie stało.Jest sprawny.
-Ale Ty nie jesteś.Na parkingu wyglądałaś słabo.
Co za dupek. Bedzie mnie pouczał!
-Mimo to nie dolewa się wódy do kawy bez pytania!
-Przepraszam,pomyślałem że ci to dobrze zrobi.Poza tym naprawdę nie powinnaś siadać za kółkiem w tym stanie.
-Ale umówiłam się, muszę!Przyjaciółka na mnie czeka.
-To weź taksówkę.Samochód na parkingu nie zginie.
W sumie miał rację.Nic się nie stanie jak pojadę taksówką a samochód zostawie pod pracą.
-Trudno stało się- usmiechnełam się do niego i pokazałam na stojącą butelkę amaretto- to nalej mi jeszcze kieliszek tego cudeńka.
Postawił obok dwa małe pękate kieliszki na cienkich nóżkach.Rozbroił mnie ten jego spokój.Zadzwonię po prostu do Kaśki,że jednak nie dam rady.Wybaczy mi,jak zwykle..Wróce do domu taksówką,wyśpie się jak człowiek.Trzeba ukoic zmęczone nerwy.Chłopak nalał mi ciemnego płynu, przyniosł biszkopty.Przeprosił mnie na chwilę i poszedł do łazienki, ja w tym czasie poczułam obezwładniające lenistwo w każdym kawałku ciała, odstawiłam kieliszek i odchyliłam głowę na miękkie oparcie.Usłyszałam klapnięcie drzwi.Wyszedł wreszcie?Spojrzałam w stronę łazienki i stał tam w dżinsach i białym podkoszulku.Jezu jakie ciało- jęknełam w duchu.Ładnie umięśniony, wysoki.I te ramiona: para nadmuchanych superbodźców dla wygłodzonych samic,może sobie takie kupił z plastiku,na podryw?Warto by pomacać czy prawdziwe.Usiadł koło mnie na skórzanej kanapie i dolał mi jeszcze jeden kieliszek amaretto.Uśmiechnełam się do niego i zadowolona klepnełam Zbyszka po ramieniu i stwierdziłam że to nie silikon ani plastik,tylko nadzwyczaj apetyczny kawałek fajnego,męskiego ciała.Przypomniało mi się nagle jak przytulił mnie po stłuczce.Było tak miło! Zapragnełam odświeżyć to wspomnienie i znienacka wtuliłam mu nos w dołek nad obojczykiem.Przyjął to lekko zdziwiony, ale nie protestował.Pachniał bardzo ładne i bardzo znajomo, gdzieś już kiedyś spotkałam kogoś o takim zapachu.No i wtedy poczułam zew przygody, potrzebę odkryć jego męskość.Wsunęłam dłoń pod jego pasek od spodni i znalazłam nowy interesujący dowód na to że był bardzo seksowny.Usiadłam mu na kolanach.Co za różnica, jedna głupota mniej czy więcej?Zaczełam go rozpinać i poczułam że przyciąga mnie do siebie.A dalej już samo poszło.Puknełam go na jego skórzanej kanapie, nie zdjęliśmy nawet ubrań, nie było czasu.Potem dopiero pod prysznicem dotarło do mnie że nie założyłam gumki i w ogóle to było czyste wariactwo, żeby gwałcić obcego faceta, któremu dopiero co rozwaliłam samochód.


-----************------
Przepraszam bardzo że dopiero teraz, ale głupio się przyznać:) zapomniałam hasła i niestety za żadną cholerę nie mogłam sobie przypomnieć:) na szczęście znam swoje możliwości i zapisałam w notesie;) ufff :) aż kamień spadł mi z serca :)
Mam nadzieję że rozdział się podoba:)
komentujcie to na prawdę motywuje:)
pozdrawiam Wszystkie które to czytają:)
Do następnej środy:)

środa, 5 grudnia 2012

Rozdział drugi

Piatek nastał bardzo szybko.Wyszłam z gabinetu po czasie, zmęczona jak cyrkowy piesek.Moja praca nie była cięzka, ale wymagała stałej koncentracji i dużej siły.Słońce już zaszło, letnie popołudnie i spacer na lody diabli wzieli. Byłam umówiona z Kaska na zakupy. Nieszczęsne zakupy.ehh... Spojrzalam na zegarek i było chwilę po 15.Schodziłam ze schodów zmeczona ale mimo wszystko szczęsliwa. Zadowolona, że spóźnię się minimalnie albo nawet prawie wcale, jeśli szybko dojadę. Szybko wsiadłam do swojego auta, zapaliłam światła, wrzuciłam wsteczny i wrrruumm! Potem w lewo, zawrotka i wyjazd z parkingu- tak to zwykle się odbywało.  Nagle poczułam szarpnięcie i usłyszałam darcie blachy. W chuj by to! - wsciekłam się. Właśnie teraz,gdy zaraz miałam się spóźnić na zakupy z Kaśką?
Tamten kierowca wyjażdżał z szeregu zaparkowanych aut, które mijałam. A tył mojego kochanego audi urwał mu całą dupę.
A co jeśli kogoś zabiłam?-przyszło mi nagle do głowy. Matko Święta! Zgasiłam silnik i wybiegłam przerażona, myśląc o możliwych konsekwencjach. Już widziłam zmiażdżone foteliki dziecięce z tyłu, pokiereszowane misie, ofiary w ludziach, siebie w więzieniu... Jezu jak ja mogłam nie spojrzeć w lusterko!Zabrakło mi powietrza ze strachu. Euforia, która jeszcze przed chwilą niosła mnie na parkingu, wyparowała. Patrzyłam na zmasakrowany tył cudzego auta i nie wiedziałam co zrobić. Czułam że zaraz się rozpłaczę. Gdzie jest kierowca? Boże może jego też rozjechałam? Nachyliłam się, żeby zobaczyć wnętrze samochodu. Z tyłu nie było rzędu rozmaślonych fotelików dziecięcych tylko jedna torba, która wskutek wstrząsu zsuneła się z siedzenia.Za to z przodu otworzyły się drzwi i wysiadł postawny brunet.Popatrzył na mnie uważnie.
-W porządku nic się nie stało-powiedział niskim, uspokajającym głosem.
Normalny, dorosły człowiek.Ze mna było gorzej. Miałam dość. Wyczerpujący dzien w pracy,zmeczenie.W dodatku nie zdążę do Kaśki- znowu ją zawiodę! rozżaliłam się i rozbeczałam jak dziecko.Coś we mnie pękło, ten wypadek przekroczył limit mojej wytrzyałości. Nie byłam w stanie uspokoić oddechu, łzy zatkały mi nos.Było mi wszystko jedno co pomysli sobie o mnie ten mężczyzna lub inni przypadkowi przechodnie.
Właściwie to musieli mieć niezly ubaw.Z dwóch rozbitych aut wysiada laska i zaczyna płakać, a po chwili rzucają się sobie w ramiona z tym poszkodowanym męzczyzną i obsciskują.Tak to musiało wyglądac bo ten męzczyzna jak zobaczył że się nie moge uspokoić i płaczę, zrobił coś czego się kompletnie nie spodziewałam.Podszedł do mnie wziął mnie za rękę.Zaczął głaskać,powtarzając,że wszystko jest w porządku i żebym się aż tak nie przejmowała, zwykła rzecz.A gdy to nie pomagało, chwycił mnie za ramiona i mocno przytulił.Byłam tak zdziwiona tym, co się dzieje i tak pouszona całą sytyacją, że bez specjalnego namysłu wtuliłam się ufnie w jego klatke piersiową. Wygrzebałam chusteczkę. Wysmarkałam nos, uspokoiłam się. Zamiast rozpaczy pojawiła się ulga. Nie zabiłam żadnych misiów, nie rozjechałam kierowcy. Tylko trochę pogiętej blachy do wyklepania. Mężczyzna nadal głaskał mnie po głowie opiekuńczo.Kurde ale zrobiłam z siebie idiotkę, nie ma co!-pomyslałam w końcu, z pewnym opóźnieniem.Schowałam chusteczkę, odsunełam się i spojrzałam w jego oczy. Był wyższy ode mnie i uśmiechnał się.Z czego tu się cieszyć? Musiałam zabawnie wyglądać z zapuchnietym nosem i czerwonymi oczami.Dla dodania sobie animuszu poprawiłam torebkę, wzruszyłam ramionami i spytałam:
-To co?Spiszemy oświadczenie? Tylko szybko, bo jestem spóźniona.