środa, 23 października 2013

Rozdział dziewietnasty

Magda



muzyka

Dni po powrocie z Dominikany mijają bardzo szybko.Jest juz połowa maja, a za tydzień wielki ślub państwa Kosoków.Jak przystało na wzorową starszą,pomagam pannie młodej w przygotowaniach.Co w jej stanie niestety nie jest łatwe.Kaśce nic sie nie podoba,cały czas jest marudna,a kwaśną minę zajada czekoladowymi batonikami
-Kaśka do porodu bedziesz wielka jak titanic-mówię próbując przywołać przyjaciółkę do porządku
-to będę-wywraca oczami co doprowadza mnie do szewskiej pasji- nic mi nie wolno,a z resztą to nie moja wina że dziecku potrzeba dużo słodkości-teraz to ja wywracam oczami na słowa mojej przyjaciółki.Ta to zawsze znajdzie jakieś wytłumaczenie.Słysze dźwiek przychodzącego sms-a i wyciagam telefon z torebki.Odblokowuję klawiaturę i serce zaczyna mi mocniej bić bo na wyświetlaczu pojawia się to magiczne imię <<Zbyszek>> po chwili wahania odczytuję
" Proszę Cie,spotkaj się ze mną. Będę na Ciebie czekać o 20 w parku."
Zamykam oczy i próbuję złapać oddech.Gdy się uspokajam widzę, jak moja przyjaciółka patrzy na mnie w półuśmiechu.
-To on?-pyta chociaż po jej twarzy widzę, że doskonale wie że to Zbyszek
-tak-mamroczę
-kochasz go?
-tak..
-to mu to w końcu powiedz
-nie. Bo widzisz to jest tak jak z zakupami, widzisz wymarzoną rzecz na wystawie, a wiesz że Cię na nią nie stać.
-ale wiesz że on tez będzie na slubie
-wiem.
Dalszą część popołudnia spędzam z Kaśką na zakupach.Teraz stoję na parkingu kolo parku i zastanawiam sie czy tam pójść. Jest 18.45 dzień nie był spec­jalnie ciepły, ale ciepły na ty­le, abym mogła zre­zyg­no­wać z płaszcza. Słońce tyl­ko od cza­su do cza­su le­niwie zaglądało zza chmur. Na szczęście nie było deszczu, dzięki te­mu mogłam wyjść na je­den z moich ulu­bionych, długich, wiosennych spa­cerów. Przez pe­wien czas chodziłam bez sen­su, szu­kając miej­sca, gdzie mogłabym usiąść, po­myśleć, nie mi­jać dziesiątek ludzi. Od­na­lazłam ławkę, która była uk­ry­ta między żywopłotem. Po­myślałam, że to miej­sce może być dla mnie ideal­ne. Dłuższą chwilę miałam fak­tycznie tyl­ko dla siebie. Dwa ra­zy ktoś przeszedł przede mną, właści­wie wca­le nie zdając so­bie spra­wy z te­go, że tam sie­dzę. Wreszcie jed­nak ktoś się zja­wił. Po dru­giej stro­nie małego skwe­ru, po środ­ku które­go stała fon­tanna, na ław­ce usiadła star­sza ko­bieta. Nie ro­biła nic kon­kret­ne­go, po pros­tu sie­działa i oglądała stru­gi wo­dy wy­latujące w górę z pomp fon­tanny. Była wręcz za­pat­rzo­na, zu­pełnie, jak ja przed chwilą. Właśnie, zu­pełnie jak ja. Wte­dy na­padły mnie myśli, których tak niena­widziła. Czym różniłam się od tej ko­biety? Wiekiem, niczym in­nym. Obie były w par­ku, obie ob­serwo­wały wodę, obie były sa­me. To os­tatnie zas­mu­ciło mnie naj­bar­dziej. Na łzy nie mu­siałam cze­kać długo. Płakałam, myśląc o tym, co będzie, jeśli da­ne jest jej być w przyszłości sta­ruszką, która na wiosenne spa­cery chodzi do par­ku sa­ma? I jak bar­dzo niep­rzy­jem­nym uczu­ciem jest to, że prze­cież mam niewiele lat, a już jestem w nim sa­ma? Wstałam, bo im dłużej sie­działam na brązo­wej ław­ce, tym bar­dziej na­rażałam się na to, że ktoś za­pyta, dlacze­go płacze, a co miałabym ni­by od­po­wie­dzieć? Życie nie idzie po mojej myśli już od ja­kiegoś cza­su. Sa­ma nie wie­działam, czy de­cyz­je, które podjęłam, były dob­re, czy jed­nak nie? W tym mo­men­cie wca­le mnie to nie ob­chodziło. Szłam, poz­wa­lałam łzą cieknąć po moich moc­no zaróżowionych po­liczkach, a myślom błądzić. Pot­rze­bowałam cze­goś, co by mnie us­po­koiło. Nie mogłam jed­nak przy­pom­nieć so­bie, co to ta­kiego. Wcześniej miałam te­go pod dos­tatkiem, byłam pew­na, tyl­ko co to było? Łzy nie przes­ta­wały cieknąć, z każdą ko­lejną sta­wałam się co­raz smut­niej­sza, co­raz bar­dziej za­gubiona, co­raz mniej­sza, co­raz szar­sza, co­raz sa­mot­niej­sza. Szłam po­woli, mi­mo że tak bar­dzo chciałam zna­leźć się już między czte­rema ściana­mi, w swoim łóżku. Z każdym kro­kiem jed­nak lek­ko się us­po­kajałam. Gdzieś między ko­lej­ny­mi ławkami i drzewami,byłam coraz bardziej spokojna.Wsiadłam do samochodu i odjeżdzam,nie mogłam się z nim spotkać, nie potrafiłam.

Zbyszek

muzyka

Znów nie mógł zasnąć.
I znów ta myśl, i to uczu­cie, że nie ma jej obok. Ten smak, gorzki, gorzki żal, jeszcze gor­szy od wyrzutów su­mienia, od za­dane­go roz­cza­rowa­nia.
Nie przyszła.
Ale czy mogłaby przyjść?
Tak po pros­tu, bez py­tań, ocze­kiwań i wa­hań. Bez za­waha­nia. Bez pre­ten­sji. Bez wyrzutów su­mienia. Bez te­go spoj­rze­nia, które wy­raża dużo więcej niż tyl­ko czys­te emoc­je. Bez myśli, planów i wspom­nień. Bez ub­ra­nia.
Na­ga i czys­ta, i wol­na, roz­marzo­na i słod­ka, wol­na, nies­krępo­wana, wol­na.

Tęsknił za nią taką. Właśnie taką.


Nie. To, co było między mną a nią, nie jest skończo­ne. Przy­naj­mniej nie dla mnie. I nig­dy nie będzie. I nie chodzi już o słod­ki za­pach trus­kawki, którym zaw­sze prze­siąknięte były jej ra­miona, nie chodzi o włosy fa­lowa­ne jak naj­piękniej­sza ma­tema­tyczna pa­rabo­la. Choć jej ser­ce nie jest moje, to za­biłby (się) za nie. Wte­dy tym bar­dziej. I to wszys­tko nie gaśnie. Nie gaśnie czer­wo­na lam­pka, którą po­winienem był wyłączać na noc, kiedy to z bra­ku cier­pli­wości wy­rywa so­bie włosy z głowy. . By­le mnie zauważyła, wróciła. Niepełna, ale żeby była, tak po pros­tu. Na chwilę. Jak te­raz je­go roz­darte ser­ce, tak wcześniej jej roz­darte... lecz nie na dwo­je. A na­wet jeśli, to obie połówki na­leżą i na­leżały do jed­ne­go, in­ne­go, które­go tak bar­dzo niena­widzi... właśnie... dlacze­go? "Kur­wa, nic nie bo­li tak jak spóźnienie" zro­zumiałem to zbyt późno..

czwartek, 10 października 2013

Rozdział osiemnasty

Siedzę.. myślę.. czuję.. Nie chcę czuć.. uczu­cia, tak strasznie bolą. Ra­nią, roz­wa­lają nasz piękny świat od środ­ka, tak że zos­tają tyl­ko ruiny... Pat­rzysz na to i nie możesz nic po­radzić. Chcesz, żeby tak się nie działo. Krzyczysz na cały głos: „Ohh! Ja­ka jes­tem szczęśli­wa, po­pat­rzcie na mnie.! Niczym się nie przej­muję.. !”. A tak na prawdę, tak na prawdę cicho płaczesz w kon­cie i masz nadzieję że nikt się nie do­wie o tym. Co dzien­nie pat­rzysz, jak twój ko­loro­wy świat, staję szarą rzeczy­wis­tością. Usiłujesz coś zmienić, coś ura­tować, ale tak na prawdę wiesz, że nie masz na to wpływu... Jes­teś bezradna.. Załamuję Cię ta świado­mość. Kur­czysz się i chcesz uciec od te­go uczu­cia, od bez­radności..

MUZYKA

Ide ulicą, jest noc. Ciem­na noc, którą tak bar­dzo kocham,. Noc... Noc jest ta­ka piękna, przysłania świat, szarą rzeczy­wis­tość. Widzę ko­loro­we neony, przys­ta­je, pat­rze się na nie, podzi­wiam je... Hip­no­tyzują mnie swo­ja niez­wykłością. Za­mykam oczy, a słona kro­pel­ka spływa mi po po­liczku. Ścieram ją szyb­ko, za­nim ktoś to zauważy. Orien­tu­je się, że dałam się po­nieść uczu­ciu. Wsta­je i ide przed siebie. Chce uciec, od te­go. Bieg­nę ile sił, chce być jak naj­szyb­ciej u siebie w po­koju. Chce uciec do swo­jego wyima­gino­wane­go świata, w którym jes­tem bez­pie­czna. Kładę się na łóżku i za­mykam oczy. Sta­ram się myśleć o niczym, o pus­tce. Nie wychodzi  to. Czu­je do siebie wściekłość, że za każdym ra­zem, gdy przy­mykam oczy widzie je­go uśmiech. Ten je­go piękny uśmiech, który tak bar­dzo kocham. Na­bieram po­wiet­rza i po­woli wy­puszczam, chce się us­po­koić. Wspom­nienia za­lewają mnie, niczym górski po­tok. Chce ob­ro­nić się przed ni­mi, ale nie mam dość siły. Jes­tem bezsil­na. Jes­tem słaba. Co­raz bar­dziej na siebie zła, włączam ulu­bioną piosenkę i za­mykam oczy. Na­dal widzię je­go twarz, ale te­raz próbu­je sku­pić się na słowach piosen­ki. Odpływam...
 I tak mi minął wieczór świetowania zwycięstwa. Uciekłam z sali pod pretekstem bólu głowy.Nie potrafiłam zmierzyć się z rzeczywistością, Bartmanem,jego słowami, wzrokiem i ze swoimi uczuciami do niego.Nig­dy nie po­myślałabym, że można tak kochać. Przyp­ra­wia mnie to wręcz o śmiech, bo nie wierzę, nie pot­ra­fię wyob­ra­zić so­bie jak bar­dzo wiel­ka może być miłość ... Uczu­cie, które jeszcze do niedaw­na widziałam tyl­ko na kar­tce pa­pieru, a które dziś czuję w ser­cu. Jest wspa­niałe, ale jed­nocześnie ta­jem­nicze i może na­wet prze­rażające, mało wytłumaczal­ne.


MUZYKA

dwa tygodnie później
Ostatni dzień prawie dwutygodniowych wakacji z Alkiem na Dominikanie. Leżę na leżaku przy plaży i kolejny dzień udaję że nic się nie stało, że nic sie nie wydarzyło, że to mi sie tylko śniło. Tak jest lepiej, bezpieczniej . Próbuje o tym nie myśleć, zapomnieć jego słowa, które mimo wszystko słyszę w głowie.
-o czym znowu myślisz?-słyszę głos Alka za moimi plecami
-o niczym tak po prostu marze- uśmiecham się i podnoszę wzrok na niego
-jasne-mamrocze pod nosem-wiem o wszystkim-kontynuje i wpycha się do mnie na leżak- myślisz o Bartmanie-patrzę na niego i nie wiem co powiedzieć, więc czekam na jego dalsze słowa,ale żadno z nas nic nie mówi tylko patrzymy na przypływ oceanu.Po chwili wstaje i próbuje zmienić temat.
-idziemy popływać?-łapie mnie za nadgarstek
-nie zmieniaj tematu, porozmawiaj ze mną-stoje nad nim i nie wiem co powiedzieć, nie wiem co chce usłyszeć- Magda- wstaje - wiem że dalej kochasz tego buca, wiem że o nim myślisz,że za nim tęsknisz,wiem to wszystko bo widzę jak się męczysz, ale ja...-chyba wiem co chce powiedzieć,odwracam wzrok,ale łapie mnie za twarz i zaczyna całować-zakochałem się w Tobie -opiera swoje czoło o moje a ja nie potrafię mu powiedziec tego samego, zamykam oczy i zaczynam płakać, on widząc to zaczyna mnie przytulać-przepraszam-mówię rycząc jak głupia-ale ja nie potrafię, nie umiem odpowiedzieć Ci tego samego bo tego nie czuję.Lubię Cię i w jakiś sposób kocham ale jak brata a nie kogoś więcej, przepraszam.




------
Witam:) wróciłam i mam nadzieję że tym razem uda mi się "to coś" dokończyć;)
trzymajcie za mnie kciuki a tym razem zostawiam Wam coś do poczytania( krótkie bo krótkie ale zawsze coś) mam nadzieje że nie dałyście sobie spokoju i wierzyłayście we mnie:) zostawiajcie komentarze to motywuje:)